“Kobiety, nawet ciężarne przybijali bagnetami do ziemi, dzieci rozrywali za nogi, inne nadziewali na widły i rzucali przez parkany, inteligentów wiązali kolczastym drutem i wrzucali do studzien, odrąbywali siekierami ręce, nogi, głowy, wycinali języki, odcinali nosy i uszy, wydłubywali oczy, wyrzynali przyrodzenie, rozpruwali brzuchy i wywlekali wnętrzności, młotkami rozpruwali głowy, żywe dzieci wrzucali do płonących domów. Żywych ludzi przeżynali piłami, kobietom odcinali piersi, inne nadziewali na pale lub uśmiercali kijami. Do kryjówek podziemnych i do piwnic, gdzie zdołała się schronić większa ilość ludzi, wrzucali granaty lub pęki zapalonej słomy”. Fragment raportu Komendy AK Obszaru Lwowskiego z dnia 1 września 1943 roku.
Wieczorem 10 lipca 1943 roku Polacy mieszkający we wschodnich powiatach dawnego województwa Wołyńskiego kładli się spać. Wszyscy Polacy, którzy pozostali w swoich domach mieli coraz większą świadomość wiszącego nad nimi niebezpieczeństwa. Chcieli wierzyć, że ze strony najbliższych sąsiadów nic im nie grozi. Przecież nikt nie przyjdzie nagle w nocy i ich nie zamorduje. Znali się z niektórymi całe życie.
11 lipca, już od drugiej godziny, dookoła około stu (wg Grzegorza Motyki i Władysława, Ewy Siemaszków) stu sześćdziesięciu (wg Timothy Snydera) polskich wsi zebrały się sotnie Ukraińskiej Powstańczej Armii. Tylko wojskowi zaprzysiężeni byli uzbrojeni w broń palną. Oprócz nacjonalistów gromadzili się prości ukraińscy chłopi, kobiety, a nawet dzieci. Oni nie mieli broni palnej. Zabrali ze swoich gospodarstw noże, siekiery, piły, cepy. Akcja została przygotowana w wielkiej tajemnicy, a najmniejsze objawy zdrady, wyjawienia przygotowań przed Polakami były karane bardzo brutalną karą śmierci.
Kłym Sawur, Dymitr Klaczkiwskij nie pozostawiał niczego przypadkowi. Operacja 11 lipca miała być etapem oczyszczenia z ziemi Wołyńskiej ze wszystkich Polaków, Rosjan i Żydów, ale przede wszystkim, Polaków. Jego bezpośredni podwładni Iwan Łytwynczuk ps „Dubowyj i Petro Olijnyk ps „Enej, wykazywali się nie mniejszym zaangażowaniem w przeprowadzenie tej ludobójczej operacji. Tylko tej jednej niedzieli siepacze ukraińscy zamordowali od ośmiu do dziesięciu tysięcy Polaków.
Skoorodynowana akcja Ukraińskiej Powstańczej Armii obejmowała powiaty: horochowski, kowelski, łucki, rówieński i włodziemierski. Po bardziej szczegółowe informacje odsyłam do monumentalnego dzieła „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” Władysława i Ewy Siemaszków.
Skala masowej zbrodni dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich, a w szczególności metody jakimi prości chłopi, nadzorowani przez sotników, jej dokonywali, nie znajdują żadnego precedensu. Skąd wzięła się tak wielka nienawiść do swoich sąsiadów, a nawet do swoich współmałżonków i dzieci? I takie zbrodnie miały miejsce: Mąż zabijał żonę, matka zabijała własne dzieci.
Historycy ukraińscy podkreślają, że początki ich narodu, to czasy XIII wieku, kiedy to upadła Ruś Kijowska. Jest to oczywiście nie prawda. Zakłamanie historyczne, nie jedyne, jakimi posługują się współcześni Ukraińcy.
Rozczaruję także Polaków. Pojęcie „Narodu”, jako jedności pojawiło się całkiem niedawno, bo przy końcu XIX wieku, a usankcjonowało się po I Wojnie Światowej, kiedy po upadku królów, carów, cesarzy, w państwach zaczynali rządzić wybierani w wyborach powszechnych przedstawiciele tych obywateli.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie twierdzę, że państwa nie funkcjonowały przed upadkiem wspomnianego porządku na Świecie, ale zanim owe zmiany nastąpiły, tylko „wysoko, szlachetnie” urodzeni, byli pełnoprawnymi obywatelami w tych państwach, a ci, którzy nie mieli szczęścia urodzić się szlachcicem, nie mieli żadnych praw.
Co więc odróżniało „Naszych” od „Obcych”? Religia. Rzymscy Katolicy, Prawosławni, Grekokatolicy, Muzułmanie, Żydzi. Wschodnia Polska była wielką mieszanką wyznań, kultur, a co za tym idzie, sposobu myślenia prostych chłopów. Zanim narodowe nacjonalizmy weszły w rolę, którą przez wieki pełniła religia, chłopi, drobnomieszczanie, nie zastanawiali się zbytnio nad tym, czy faktycznie owa różnorodność jest aż taka zła.
Wśród mieszkańców Wołynia, Galicji Wschodniej, mieszane rodziny nie były niczym nie zwykłym. Miejscowe obyczaje stanowiły, że syn przyjmował religię ojca, a córki, matki. Nie było to także problemem dla księży, czy popów. Wszyscy żyli w mniejszej, lub większej zgodzie. Nie samą religią człowiek żyje.
Rodząca się tożsamość narodowa zaczynała mieć wielkie znaczenie. Na mapie Europy pojawiły nowe państwa. Jedne takie jak Polska na nią powróciły, a inne, takie jak Czechosłowacja, Jugosławia, Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia, Republika Austrii, Węgry, Republika Weimarska znalazły się na mapie po raz pierwszy.
Przez chwilę, za naszymi południowo-wschodnimi granicami, pojawiły się dwie Ukrainy: Ukraińska Republika Ludowa i Zachodnioukraińska Republika Ludowa. Ma to ogromne znaczenie dla wszystkich wydarzeń, jakie miały miejsce później na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Odrodzona po zaborach Polska zapragnęła, aby do macierzy wróciły ziemie, które od wieków należały do Korony. Wybuchła wojna pomiędzy ZURL a Polską, którą ostatecznie wygrała strona polska. W walkach z ZURL wspierały nasze wojska URL. Wschodnia Ukraina, z Semenem Petrulą na czele, stała się sojusznikiem Polski Piłsudskiego. Sojusz zawarto przede wszystkim przeciwko rodzącemu się sowieckiemu Związkowi Radzieckiemu. Wojska polskie i ukraińskie wspólnie rozpoczęły wojnę z Bolszewikami. Kampania zakończyła się połowicznym sukcesem. 7 maja 1920 roku Rydz Śmigły zajął Kijów niemal bez walki. Wkrótce nastąpiło kontruderzenie Armii Czerwonej i po dotychczasowych militarnych sukcesach nie było już śladu. Armia Czerwona podeszła pod Warszawę i od 13 do 25 sierpnia toczyła się najważniejsza bitwa ówczesnej Europy. Polakom udało się pokonać Armię Czerwoną, przy ogromnym wsparciu wojsk ukraińskich Petruli. 18 marca 1921 w Rydze podpisano Traktat Ryski kończący wojnę polsko-bolszewicką. Nie wszyscy byli zadowoleni. Z obietnic, jakie Piłsudski złożył stronie ukraińskiej, szczególnie te dotyczące proklamowania samodzielnego państwa ukraińskiego, nie zostało nic. Ukrainy na mapach nie było. Józef Piłsudski wielokrotnie przepraszał za to generałów ukraińskich. Czy Marszałek chciał dotrzymać tych obietnic, czy też jest to tylko jego oficjalna wersja, to już pozostanie w sferach domysłów.
Ukraińcy poczuli się oszukani po raz pierwszy.
W 1921 nowa władza w Polsce uchwaliła pierwszą konstytucję w powojennej Polsce. W założeniach, każdy obywatel, również mniejszości narodowe, miał w niej równe prawa. W praktyce, mniejszości, nie tylko
ukraińska, nie miały żadnych szans na zrobienie kariery , na wyższych stanowiskach, w administracji państwowej, sądownictwie czy wojsku. Różnice były mocno zauważalne.
W wyniku Traktatu Ryskiego Polsce przypadły nie tylko nowe ziemie, należące onegdaj do Zachodniej Ukrainy, ale przede wszystkim miejscowa ludność. A ta była nastawiona negatywnie wobec nowej, polskiej władzy i od samego początku uznawała Polskę, jako okupantów. Rodziły się nowe podziały. Tym razem już nie na tle religijnym, ale narodowych.
Nacjonaliści ukraińscy, chociaż dopiero się organizowali, mieli już swoich ideologów, do których między innymi należał Dmytro Doncow, autor broszury pt. „Nacjonalizm”:
„Fanatyzm narodowy jest bronią silnych narodów, którą dokonuje się wielkich rzeczy. Fanatyk uznaje swoją prawdę, za jedyną słuszną, powszechną, jaką powinni przyjąć inni”. Dmytro Doncow, ukraiński ideolog nacjonalizmu
Mykola Sciborski w książce pt „Kwestia Ziemska” wydanej w Paryżu w latach 30 także instruował w jaki sposób ma zostać oczyszczona Ukraina nie tylko z Lachów, ale Rosjan, Białorusinów, Słowaków i Żydów.
„Do tej wrogiej kolonizacji nacjonalistyczna władza podejdzie z najbardziej bezkompromisowym zdecydowaniem. Ta cudza pasożytnicza narośl na naszym organizmie zostanie wyrwana z korzeniami”
Jako ostatniego w tej grupie wymienię Stepana Łenkwaskyja, twórcę „Dekalogu Ukraińskiego Nacjonalisty”. Wstęp do Dekalogu napisał wspomniany przeze mnie Dymitr Doncow:
„Ja jestem Duch Odwiecznego Żywiołu, który zachował ciebie od tatarskiego potopu i postawił na krawędzi dwóch Światów, abyś tworzył nowe życie”.
Dekalog Ukraińskiego Nacjonalisty szokuje w swojej treści do dzisiaj.
Szczególnie punkty od siódmego do dziesiątego, są przerażające w swojej treści:
7. Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy.
8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu.
9. Ani prośby, ani groźby, tortury, ani śmierć nie zmuszą Cię do wyjawnienia tajemnic.
10. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego, nawet w drodze zniewolenia obcokrajowców.
Trzeba przyznać, że takie słowa, taka literatura, jeżeli trafiała na mniej odporne od propagandy osoby, musiała robić wrażenie i pobudzać do walki przeciwko Polakom.
30 sierpnia 1920 w Pradze zawiązała się Ukraińska Organizacja Wojskowa. Jej cele, założenia, były oczywiste. Proklamowanie niepodległej Ukrainy na terenach obecnie zajętych przez Polskę, ZSRR, Białoruś, Rumunię i Węgry. To z tej organizacji wyłoni się Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, a z OUN, Ukraińska Powstańcza Armia z Kłym Sawurem na czele, dowodzącego sotniami w trakcie ludobójstwa wołyńskiego.
( Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, na której czele w pewnym momencie stanął Stepan Bandera, podzieliła się na dwie, niezależne od siebie organizacje: OUN B, z Banderą na czele oraz OUN M, z Andriejem Melnykiem, jako przywódcą. Oficjalnym powodem rozwodu było inne spojrzenie na przeprowadzenie powstania antypolskiego. Faktycznie Bandera o Melnyk mieli wiele różnic zdań, również w zakresie stosowania Dekalogu Ukraińskiego Nacjonalisty w praktyce.)
Niemal od początku swojego istnienia OWU, OUN, były wspierane przez niemiecki wywiad. Niemiecka polityka wobec Polski, szczególnie po Traktacie Wersalskim, aż do wybuchu II Wojny Światowej była agresywna. Działania ukraińskich nacjonalistów były wspieranie finansowo, otrzymywała ona od Niemców uzbrojenie, a zdarzało się, że i pomoc doświadczonych oficerów wywiadu. Taka współpraca trwała aż do wybuchu IIWŚ.
Rosnący nacjonalizm w UWO, OUN za wszelką cenę starał się zepsuć wszelkie próby poprawienia relacji pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Organizowali zamachy, sabotaż, prowadzili agresywną agitację antypolską, redagowali swoje czasopisma, wydawali książki. Zamierzali przeprowadzić wiele zamachów na polskich polityków. Nie udała się im likwidacja Józefa Piłsudskiego i proukraińskiego wojewody Wołyńskiego, Henryka Józewskiego. Józewski zasłynął z budowania centrum pojednania polsko-ukraińskiego we Lwowie. Nacjonalistom nie mogło się to podobać. Po każdej próbie zamachu polskie władze odpowiadały bardzo surowo, zatrzymując setki działaczy ukraińskich i osadzając ich w polskich więzieniach. Za organizację zamachy na Henryka Józewskiego, polski sąd na sześć lat więzienia skazał Aleksandra Koca.
Udanych zamachów na polskich polityków Ukraińcy dokonali 29 sierpnia 1931 i 15 czerwca 1934 roku. W 1931 śmierć poniósł poseł Tadeusz Hołówka, a w drugim zastrzelono ministra spraw wewnętrznych, Bronisława Pierackiego. Za drugi zamach na karę śmierci, zamienioną na dożywocie, skazany został Stepan Bandera. Po zamachu na polskiego ministra, Premier Składkowski podpisał dekret o powstaniu Berezy Kartuskiej, nazywanej polskim obozem koncentracyjnym.
Polskie władze nie zamierzały ulegać coraz bardziej radykalizującej się OUN. W odpowiedzi na kolejne zamachy wymierzone w listonoszy, policjantów, żołnierzy, a nawet konsulat ZSRR we Lwowie, Rzeczpospolita posłała wojsko.
Znane są do dzisiaj opisy działania polskich wojsk na Wołyniu i w okolicznych województwach. Wszędzie tam, gdzie OUN dopuszczał się ataków na polską administrację, tam wojsko wkraczało likwidując zalążki działalności nacjonalistów ukraińskich.
Słynne ukraińskie tulipany, czyli dziewczyny zawieszane za nogi i opadające spódnice, układające się w płatki tulipanów, czy usuwanie cerkwi w regionach największej aktywności OUN stały się niemal codziennością. Przeciwko likwidowaniu cerkwi, oraz zbyt brutalnemu działaniu wobec ludności cywilnej, zaprotestował Henryk Józewski i w proteście złożył swoją dymisję z funkcji wojewody wołyńskiego.
We wrześniu 1939 roku wybuchła II Wojna Światowa i wraz z upadkiem Rzeczpospolitej, odradzają się nowe nadzieje OUN na wyzwolenie się z pod polskiego i sowieckiego buta. 12 września armie niemieckie podchodzą pod Lwów. Dochodzi do starć pomiędzy Ukraińcami, a wojskiem polskim. Działania wojenne, prowadzone przeciwko jednemu wrogowi, pozwalają wojsku opanować sytuację. To w tych dniach, we wrześniu, dochodzi do pierwszego masowego mordu na ludności polskiej we wsiach Koniuchy i Pototury. Z rąk nacjonalistów ginie około stu Polaków.
Polska przegrywa kampanię wrześniową i zostaje podzielona pomiędzy III Rzeszę Niemiecką, a ZSRR. Na Wołyniu panuje święto. Odwieczny wróg ukraińskich nacjonalistów przestaje istnieć. Ale nie przestają istnieć Polacy. Swoimi Słowami
Od początku okupacji hitlerowskiej i sowieckiej trwają pojedyncze ataki ze strony ukraińskich nacjonalistów na ludność polską. Do 1943 siepacze ukraińscy wymordowali tysiące polskich obywateli, ale akcje te nie było skoordynowane i były bardziej spontaniczne.
OUN B postanawia zmienić swoją organizację i 14 października 1942 roku powołuje do życia Ukraińską Powstańczą Armię z arcyzbrodniarzem na jej czele, Kłym Sawurem. Od tego momentu ataki na polskie wioski są przygotowywane, ludność chłopska jest namawiana do czynnego udziału w atakach, a cele nie są wybierane przypadkowo.
Sytuacja na Wołyniu, wbrew temu co w swojej książce „Wołyń zdradzony” Piotr Zychowicz, nie uszła uwadze Armii Krajowej, ale jej reakcja na wydarzenia, była bardzo daleką od ideału. Zamiast posłania
oddziałów partyzanckich do obrony ludności, w momencie otrzymania pierwszych sygnałów o dokonanych zbrodniach, dowództwo 27 Wołyńskiej Dywizji AK posyłało niewielkie oddziały, które nie mogły obronić wiosek przez setkami siepaczy, oraz ograniczała dostawy broni. Zdarzało się, że polscy obrońcy większe dostawy broni otrzymywali od okupantów niemieckich, niż od swoich.
Obrońcy Przebraża przez pewien czas byli wspierani przez oddział partyzancki NKWD pułkownika Nikołaja Prokopiuka. Postawa sowieckich i niemieckich okupantów wielokrotnie potrafiła zaskakiwać polską ludność. Zdarzało się, że działania UPA tak bardzo zachodziły za skórę Niemcom, że oni sami posyłali swoich żołnierzy do zrobienia porządku z bandytami. W konfrontacji z wojskiem, dobrze uzbrojonymi partyzantami, Banderowcy nie mieli większych szans i każdą taką potyczkę przegrywali ponosząc ciężkie straty. Silni byli tylko wobec pozbawionych obrony wiosek, gdzie ich ofiarami padały osoby starsze, kobiety i dzieci.
1943 rok jest przełomowym i bardzo tragicznym dla wydarzeń na Wołyniu. Przegrupowana i poukładana w sotnie UPA zmieniła swoją taktykę i zrezygnowała ze spontanicznych ataków na polskie wsie. Ataki poprzedzał wywiad, zapisywano liczbę Polaków mieszkających w gospodarstwach, upewniano się, że w pobliżu nie ma oddziałów partyzanckich, niemieckich czy sowieckich, aby nie przeszkodziły one w mordowaniu niewinnych.
9 lutego 1943 zostaje zaatakowana wieś Parośle. W zmasowanym ataku ginie 26 polskich rodzin, łącznie 176 osób. Kilkoro innej narodowości. Zbrodnia w Parośli odsłoniła skalę nienawiści, jaką wobec Polaków, często wobec sąsiadów, członków rodzin, ziali nacjonaliści ukraińscy. Zabijano przede wszystkim białą bronią i UPA czyniła to rękami chłopstwa. Uzbrojone oddziały pilnowały, aby żadna z ofiar nie uciekła poza teren wioski i dopiero tam używała broni palnej. Relacje świadków są tak drastyczne, że nie będę ich tutaj przytaczał. Ta pierwsza, z raportu Armii Krajowej, wystarczy, aby odczuwać wewnętrzne wzburzenie.
W nocy z 22 na 23 kwietnia UPA przeprowadziła atak na Dolinę Janową. Oprócz mieszkających tam rodzin, na terenie Janowej Doliny przebywali uciekinierzy z innych, wcześniej zaatakowanych wiosek i mniejszych miejscowości, łącznie około trzech tysięcy Polaków. W Janowej Dolinie znajdowały się wojskowe garnizony niemiecki i litewski, oraz mały szpital. W trakcie ataku doszło do walki pomiędzy Polakami, a siepaczami z UPA, wspieranymi przez okoliczną ludność chłopską. Najskuteczniej bronili się zajmujący murowane domy. Do obrony wykorzystano także obiekty wojskowe, z których strzelali tylko polscy obrońcy. Żołnierze niemieccy i litewscy zaczęli ostrzał dopiero, kiedy UPA zaatakowała bezpośrednio obiekty wojskowe. Wraz z siepaczami w ataku na Janową Dolinę brały udział kobiety i dzieci ze wsi Złaźna. Ze szpitala wyniesiono wszystkich pacjentów narodowości ukraińskiej, kijami zamordowano trzyosobowy personel, a polskich pacjentów spalono razem z budynkiem. W Janowej Dolinie śmierć poniosło blisko 600 Polaków. Przebieg zbrodni był podobny do tej, znanej z Parośli.
Po wydarzeniach Krwawej Niedzieli, pomiędzy 16 a 18 lipca 1943 roku Banderowcy dokonali kolejnego ataku na kolejną polską kolonię w Hucie Stepanskiej. Tutaj również ataku dokonały sotnie UPA, przy pomocy okolicznych chłopów ukraińskich. Zamordowano około 600 Polaków.
Na początku lipca 1943 roku strona polska podjęła się rozmów z OUN. Kazimierz Banach, delegat rządu, wyraził zadowolenie z pierwszej tury rozmów, które odbyły się w Świnarzynach 7 lipca. Druga tura została zaplanowana na 10 lipca we wsi Kustycze. Polska delegacja w osobach Zygmunta Rumla, Krzysztofa Markiewicza i woźnicy Witolda Dobrowolskiego została podstępnie zatrzymana, rozbrojona i po kolei brutalnie zamordowana.
Podstęp się udał podwójnie. Banach był przekonany, że od teraz współpraca w walce ze wspólnym wrogiem będzie układała się poprawnie. Nie miał pojęcia, że wszystkie działania szefów OUN były tylko zasłoną. UPA była już gotowa do ataku na skalę, jakiej do tej pory nikt wcześniej nie widział.
Dookoła polskich wsi, kolonii, gromadzili się już wojskowi, lokalni chłopi skuszeni podziałem łupów po pomordowanych czy przymuszeni szantażem do udziału w zbrodni.
Nie brakowało uczciwych Ukraińców, dzięki którym tysiące Polaków uszło z życiem. Jedni ostrzegali, aby Polacy uciekali, inni ryzykując własne życie, ukrywali całe polskie rodziny w swoich gospodarstwach, na polach, czy lasach. Jeszcze inni szli zabijać, mając świadomość, że w ich domach pozostały ich własne rodziny, jako zakładnicy.
Zbrodnia Krwawej Niedzieli, jej okrucieństwo, przeraziło nawet niemieckich i sowieckich okupantów. Do tego stopnia, że po raz kolejny przekazali oni uzbrojenie polskim obrońcom, z zastrzeżeniem, że nie wolno im jej używać przeciwko nim samym.
Pułkownik AK Kazimierz Babiński, po 20 lipca, podpisał rozkazy formujące oficjalnie oddziały partyzanckie, mające za zadanie przygotować punkty samooborny. Miały to być duże kolonie, zamieszkane przez Polaków oraz inne mniejszości. Każda samoobrona miała składać się od kilku, do nawet kilkunastu wsi. W każdej samoobronie miał stacjonować oddział partyzancki. Samoobrona miała być ufortyfikowana, miała a razie konieczności przyjmować uciekinierów, zdobywać pożywienie, a jeżeli istnieje taka szansa, to organizować dalsze wyprawy, aby uratować Polaków mieszkających gdzieś w większej odległości, nie mających szans na samodzielne przedostanie się do któregoś z punktów.
(Największymi koloniami samoobrony były wsie Przebraże, Rzeczposplita Zasmycka, Pańska Dolina, Ostróg, Witoldówka, Huta Stepanska… Każda z nich miała postawione zadanie: obronić jak największą liczbę polskiej ludności. O każdej z nich warto przygotować osobny odcinek. Każda z nich zawiera bardzo dużo tragicznych, ale i fascynujących wydarzeń.)
Skąd się wzięli napastnicy? Czy faktycznie w zbrodni brała udział cała społeczność ukraińska? Zdecydowanie nie. Propaganda OUN, okrucieństwo UPA wywoływało strach we wszystkich, którzy mieszkali na Wołyniu, czy Galicji Wschodniej. Bez wyjątku. Ukraińcy stosowali zasadę: kto nie z nami, ten przeciwko nam. Marek Koprowski w książce „Mord na Wołyniu” zawarł wiele opisów rodzin ukraińskich chłopów wymordowanych w okrutny sposób tylko dlatego, że odmówili oni współpracy z bandami, a pomagali Polakom. Często ludność ukraińska stawała do walki po stronie polskich obrońców przeciwko UPA. Chociaż starano się, aby do ufortyfikowanych kolonii nie wpuszczać nikogo narodowości ukraińskiej.
Najlepszą motywacją do wzięcia udziały w napaści na polskie wsie, był status materialny Polaków. O wiele wyższy niż rodzin ukraińskich. Miało to związek z ogólną postawą nie tylko administracji polskiej wobec mniejszości, ale i samej lokalnej ludności. Kolonizatorzy z Polski bardzo często postępowali bardzo nieuczciwie wobec ukraińskiej ludności, mieszkającej na Wołyniu przez wiele pokoleń.
Jeszcze trudniej szło nacjonalistom w miastach. Tam gdzie w szerzeniu nienawiści pomagał im analfabetyzm, tak w większych miastach ich propaganda nie trafiała na podatny grunt. Zbrodnie w miastach także miały miejsce, ale inteligencja ukraińska, nie zamierzała uczestniczyć w masowym zabijaniu. Nie zmienia to faktu, że prawo wprowadzane na ziemiach zajętych przez UPA, było lekceważone.
O tym, że społeczność ukraińska nie brała udziału w czynnym atakowaniu Polaków pisali Grzegorz Motyka, Władysław i Ewa Siemaszkowie, Andrzej Koprowski czy kontrowersyjny w każdej swojej książce, Piotr Zychowicz. Stanowczo to podkreśla Profesor dr Ryszard Szawłowski we wstępie napisanym do Dzieła Ojca i Córki Siemaszków.
Wg najnowszych wyliczeń wspomnianych przeze mnie badaczy tematu, w Ludobójstwie na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zostało zamordowanych około sto tysięcy Polaków. 60 tysięcy ofiar spoczywa do dzisiaj na polach, w lasach, czekając aż przyzwoici Ukraińcy zrozumieją, że metoda przemilczenia, fałszowania prawdy czy wręcz jawnej manipulacji historią, nie jest skuteczną i nigdy nie była. Ukraińscy „historycy” Oleksandr Denyszczuk („Zloczyny polskich szowinistów na Wołyni, Knyha persza Riwenska”), czy Wolodymyr Serhijczuk („Poljaki…”) w swoich książkach, będących bestsellerami na Ukrainie, wprost odwracają kota ogonem i jawnie sugerują, że wszystkie wydarzenia na Wołyniu owszem, miały miejsce, ale to nie UPA atakowała i nie ukraińscy chłopi…
(Tutaj musiałem sobie zrobić przerwę, bo przeczytaniu kilku artykułów wspomnianych Panów, od ogromu kłamstw, obłudy, zbiera się wręcz na wymioty).
Historia Wołynia, jako zbrodni nie rozliczonej, nie pochowanej, nie zapamiętanej przez naród ukraiński, od 1989 roku pali żywym ogniem wszystkich Polaków. Swoimi Słowami
Jakże odmienne postawy wykazali chociażby przedstawiciele RFN w osobie prezydenta Romana Herzoga, przepraszającego za zbrodnie niemieckie z okresu II Wojny Światowej, a wypowiedziane w 50 rocznicę
wybuchu Powstania Warszawskiego. Do historii przeszedł gest ucałowania ręki prałata Peszkowskiego i słowa „Przepraszam” Borysa Jelcyna z cmentarza Powązkowskiego 25 sierpnia 1993 roku, podczas oddania hołdu pomordowanym w Katyniu.
Ze strony polityków ukraińskich, padły tylko niejasne tłumaczenia i unikanie tematu. Najbliżej przeprosin byli prezydenci Kuczma i Poroszenko, ale nawet i oni nie zrobili nic więcej, poza nic nie znaczącymi gestami.
Bardzo istotne jest poruszanie historii wojennych w podręcznikach niemieckich, a nawet rosyjskich.
Tymczasem w ukraińskich jest wymowne milczenie, a informacje, jakie można znaleźć są całkowicie zakłamane.
Są dzisiaj miejsca, gdzie oddolne inicjatywy uczciwych Ukraińców, przypominają o wydarzeniach z lat wojennych. Jest ich obecnie około stu. Od symbolicznych cmentarzy, skromnych tablic, czy niewielkich pomników. Jest ich jednaj zbyt mało, ale można je odnaleźć odwiedzając Ukrainę i pozostawić tam symboliczny znicz, kwiaty.
Dodaj komentarz